LOS ANGELES
Los Angeles było naszym pierwszym przystankiem i zarazem portem docelowym z Warszawy. Sam lot po kliku godzinnym opóźnieniu trwał około 12h. Był to dotychczas nasz najdłuższy lot. Daliśmy radę i mimo 9h różnicy nie czuliśmy wielkiego zmęczenia. Tu właśnie zaczęła się nasza kolejna, ale najdłuższa, bo miesięczna wyprawa do USA...
To najludniejsze miasto w Kalifornii. Często nazywane City of Angeles lub po prostu L.A. Spędziliśmy w nim dwa dni, w klimatycznym hotelu położonym w dzielnicy Hollywood. link do hotelu
W pierwszy dzień z uwagi na Jet Lag wstaliśmy bardzo wcześnie, zjedliśmy ,śniadanko i stwierdziliśmy, że jedziemy do Obserwatorium Griffith.
To miejsce, gdzie możecie podziwiać widok na miasto i ujrzeć najsłynniejszy chyba znak HOLLYWOOD. Pod warunkiem, że nie będzie on pokryty mgłą. My oczywiście trafiliśmy właśnie na mgłę😏. Jednak, że poruszaliśmy się samochodem, postanowiliśmy wrócić troszkę później, jak wstanie dzień😆.Udaliśmy się więc do Warner Bross studio Hollywood. Mieliśmy kupione bilety wcześniej przez aplikację GetYourGuide link do zakupu biletów. Zwiedzanie rozpoczęliśmy wraz z otwarciem studia o godz. 9 (Jet Lag).
Spędziliśmy tu kilka godzin. Zwiedzanie studia jest możliwe tylko z przewodnikiem. Polega ono na przejeździe po terenie obiektu. Zatrzymacie się w kilku punktach, gdzie kręcone były ujęcia i odwiedzicie plan filmowy (oczywiście bez aktorów). 😃Poznacie tu historię kultowego serialu Friends
i będziecie mogli przysiąść na chwilkę na ich kanapie 😍. Na koniec zostaniecie zawiezieni do punktu, gdzie będziecie mogli coś zjeść, kupić pamiątki i zrobić fotki postaci z różnych produkcji Warner Bross.
Po wycieczce pełnej atrakcji i ciekawych informacji dotyczących produkcji filmowych, pojechaliśmy ponownie poszukiwać znaku Hollywood. W końcu udało się go zobaczyć i zrobić kilka fotek.
Mapka miejsca na świetną fotkę
Pełni energii postanowiliśmy wyruszyć do miasta położonego niedaleko L.A. - Santa Monica. Słynne i turystyczne miasto. Znane z drogich dzielnic zamieszkiwanych przez artystów i ludzi związanych z show biznesem. Obecnie jest uznawana za jedną z najbardziej popularnych miejscowości w południowej Kalifornii. Posiedzieliśmy chwilkę na plaży, gdzie przez chwilę poczułam się jak dziecko, bujając się z córką na plażowych bujawkach. Zjedliśmy fajny obiad i pospacerowaliśmy po słynnym molo - Santa Monica Pier, gdzie możecie skorzystać z parku rozrywki, karuzeli, kupić magnesy zajadając jednocześnie churrosy.
Dzień kolejny spędziliśmy robiąc sobie angielski spacer po Bevery Hills. Zatrzymaliśmy się na zakupy w markecie Whole Food Market (o czym pisałam w innych postach). Kupiliśmy sobie smakołyki i wróciliśmy do hotelu. Późnym popołudniem wybraliśmy się na spacer po słynnej Alei Gwiazd- Hollywood Walk of Fame.
Niestety nie zrobiła ona na nas specjalnego wrażenia. Większość słynnych osób niestety nie znaliśmy (może jesteśmy mało światowi 😆😄😆). Gwiazdki pokryte brudem i śmieciami. Ogólnie przejść, zrobić kilka zdjęć i szybko wracać na lepsze tory.
Samo Los Angeles nie wzbudziło w nas zachwytu. Naszym zdaniem miasto przeciętne i brudne, oferujące bardzo mało atrakcji na rodzin. Jako port docelowy spełniło nasze oczekiwania, ale to tylko tyle... Jestem pewna, że byłam tam dwa razy - pierwszy i ostatni !!! To nie oznacza oczywiście, że każdy będzie miał o nim takie samo zdanie. Zawsze wychodzę z założenia, że trzeba gdzieś być, by potem móc to skomentować i zadecydować czy wrócić czy nie.